środa, 31 sierpnia 2011

O mulino 310!



Muszę opwiedzieć, co spotkało mnie na urlopie.. Kiedy już ruszyłam w świat pewna, że mam wszystko do haftowania i ksiażki do czytania, czyli prawie raj... i można spokojnie jechać (gdyby koty mogły jechać ze mną byłby raj na 100%). Opuściłam nasz kraj i już pierwszego wieczora, kiedy chwyciłam za igłę, dotarło do mnie, że nie mam, nie zabrałam mulinki DMC 310 czyli czarnej. Nie, nie, nie, to nie może byc prawda!!! Wizja dwóch tygodni bez czarnej muliny, była druzgocąca...
Cóż postanowiłam zdobyć ją na obczyźnie, jak tylko dotarłam do jakiegoś miasta desperacko poszukiwałam pasmenterii.... Pierwsze dni bez powodzenia:(
W końcu Barcelona - takie duże miasto tu musi sie udać...  W plątaninie uliczek, tuż za Sagradą Familia jest uroczy sklepik "Patchcat", a w środku same cudowności... cóż kiedy co prawda drzwi otawrte, ale zasuniete kratą:( Widziała jednak że w środku są jakieś panie..., no to trzeba mnie było widzieć w akcji, te błagalne wymachiwanie łapkami i nawołwanie w języku obcym zresztą... Pani wpusciła mnie do środka i chociaż nie miała klasycznego stojaka z mulinaą DMC i nie znała zbytnio angielskiego, a ja wcale hiszpańskiego, to wszystko sie udało, ja chyba miałam tą mulinę w oczach wyrysowaną!!!
Uśmiechom i podziękowaniom końca nie było, pani dała mi również zakładeczki do książki z logo sklepu (a w logo kot!)  Szybciutko jeszcze przeleciałam wzrokiem asortyment, (nie chciałam nadużywać gościnności, ostatecznie weszłam przecież do nieczynnego sklepu i jednocześnie spieszyłam się na spotkanie z resztą moich przyjaciół). Były tam cudne guziczki, wstążeczki, książki i tyle innych wspaniałości...wiedziałam, że tam wrócę.
Nastepnego dnia z precyzyjnym planem wydania wiekszości moich pieniędzy przeznaczonych na pamiątki z podróży wsiadałm razem z moim dzieckiem w metro i w drogę, jedziemy poszleć, wiedziałam że kupie sporo guziczków - np. w kształecie babeczek (jeju jakie były piekne!) itp. Przybywam na ulicę Valencia 431, a tu ZAMKNIĘTE, ZAMKNIĘTE Z POWODU URLOPU!!!
Życie bywa okrutne, nie???

5 komentarzy:

  1. Ojej, ale swinstwo! Ja juz tez wiem, ze jak gdzies jestem pierwszy raz to trzeba kupowac, bo ... cos moze sie wydarzyc. Z wrazenia walnelam malego byka:P "chiszpanskiego", ale nie dziwie sie, po takich wspomnieniach:P
    Hafciki z podrozy sliczne, bo malutkie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. ale przygoda !!! szkoda że nie udało ci się zrobić zakupów - a już myślałam, ze sobie pooglądam guziczki ... dobrze że mulinkę udało ci się znaleźć

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak teraz to ja już żadnego sklepu tak łatwo nie opuszczę...:):):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Waląc "byka" z hiszpańskiego wyszło, że nie znam polskiego (Boże, nie zorientowałam się, że to o mnie nawet, kiedy Piegucha delikatnie zwróciła mi uwagę!) - błąd poprawiam i posypuje głowe popiołem ze wstydu..:((

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeglądam Twojego bloga i... może za późno, ale mieszkam w Barcelonie, może pójść i coś Ci kupić w tym sklepie? :) Przyznam się, że nie znałam tego sklepu, ale mam do niego w miarę blisko. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo jestem wdzięczna za każde pozostawione tu słowo !