„Bornholm, Bornholm” - z wielką przyjemnością poznałam dwóch głównych bohaterów tej książki, , jednego żyjącego w czasach tuż przed wybuchem i w czasie II wojny światowe - drugiego, który żyje 40 lat później, ich losy są w subtelny sposób splecione, ale tego oczywiście zdradzić nie mogę.
Smutna to książka, jeden z bohaterów uświadamia sobie, że nie kocha żony, jego życie wydaje się pozbawione sensu, przeraża go budzący się faszyzm , perspektywa wcielenia do wojska…
Druga opowieść jest jeszcze bardziej przygnębiająca, - o miłości matki (samotnie wychowującej dziecko), która jest niszczącym uczuciem. Jak ktoś ładnie powiedział dziecku winno dać się korzenie i skrzydła, , ta kobieta mam wrażenie podcięła wszystkie korzonki… trudno sobie potem poradzić w życiu. Syn opowiada matce o tym co czuł w dzieciństwie, jak ich wspólne życie wyglądało z jego perspektywy, o swoich późniejszych relacjach z kobietami, ogromnej tragedii która dwukrotnie była jego udziałem, matka tym razem nie komentuje, nie przeszkadza - jest osobą pogrążona w śpiączce..
Powieść wzbudziła moje ogromne współczucie dla bohaterów – łez nie było, ale serce się ściskało...
Myślę że będę szukać innych książek tego autora.
Moja ocena 5+/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo jestem wdzięczna za każde pozostawione tu słowo !